Kazdy ma jakichs ulubionych sportowcow. U mnie jednym z takich jest pingpongista Timo Boll. Zasadniczo juz senior, niezwykle sympatyczny, od lat czolowka swiatowa. Takiemu zyczy sie dojscia jak najdalej w eliminacjach, medal bylby niesamowita niespodzianka. Sportowiec tak sympatyczny, ze byl na tej olimpiadzie chorazym niemieckiej druzyny. 35 lat, od 14 lat w swiatowej pierwszej dziesiatce. W Chinach ma miliard fanow.
Timo Boll polegl wlasnie w ósemce finalu w pojedynku z Nigerianczykiem Aruna Quadri 2:4 (10:12, 10:12, 5:11, 11:3, 11:5, 9:11). Pierwsze dwa sety zaciete i wyrownane, niestety przegrane, trzeci tez, potem dwa sety lekko wygrane, by w szostym secie po 9:9 polec. Szkoda.
W punktach wygral nawet 56:54. :)
Byc moze, jak na olimpiadzie 2008 (srebro) i 2012 (braz), uda sie zdobyc medal w konkursie druzynowym.
Na olimpiadzie z "moich" nie zostalo juz wielu. Osemka wioslarska i oczywista chlopaki Hrubescha.
Bo czy gimnastycy pospadaja z przyrzadow, konie padna przed przeszkodami albo "ciezarowki" przegraja z Tajlandkami, to mnie obojetne.
Aktualnie widze dziwna dyscypline sportu - rugby siodemek kobiet. Normalnie wygladajace Amerykanki mloca sie z normalnie wygladajacymi Francuzkami o piate miejsce. Po nich beda babochlopy z Nowej Zelandii i Australii walczyc o zloto. Sensu ta dyscyplina sportu ma tyle co boks i walenie sie po gebie, czyli zadnego.
Sens mialo ogladanie nadzwyczaj urodziwej pani sedziny tego meczu.
(759) 653 653