Dzisiaj smigus-dyngus wzglednie dla niewierzacych lany poniedzialek.
Na te okolicznosc przypominam sobie jak to bylo pol wieku temu.
W srode przed Wielkanoca palilo sie wieczorem "posta "po polach. Obrotni strzelali karbidem z baniek od mleka.
W Wielki Czwartek mycie nóg starszym. I trzeba bylo pilnie wpatrywac sie w miske, bo czym bardziej sie patrzalo, tym szybciej z nieba spadala aluminiowa piateczka z rybakiem. Zawsze mnie zastanawialo, jak przebila sie przez sufit.
W Wielki Piatek droga krzyzowa, calowanie wystawionego krzyza. Sledzie bez smietany.
W Wielka Sobote Rezurekcja. Przedtem czyszczenie wszystkiego w kosciele. Swiece, swiatlo. Swiecenie roznosci. Produkcja kroszonek na poniedzialek.
W niedziele ciag dalszy o 6 rano. Kadzidla dawalismy tyle, ze kobitki padaly. Mlodsi szukali "gniazd" zajacow wielkanocnych. Wielkie zarcie.
W poniedzialek pojemnik na wode z drobinka kölnisch wasser, ile kto dal rady uniesc i o domu do domu, gdzie tylko jakies panienki. Panienki sie barykadowaly, matki otwieraly okna. Kawaler dostawal kroszonki i wyroby czekoladopodobne. Az do sumy. Zartownisie lataly z wiadrami i po poludniu.
We wtorek panienki bily miotlami. Ale ten zwyczaj nie cieszyl sie wielka popularnoscia.
Co z tych zwyczajow wielkanocnych zostalo?
Kroszonki.
Za chwile jade na mecz Germania Lich-Steinstraß kontra TuS Schmidt. Aktualnie swieci slonce, jednoczesnie pada, wiatry kolo 80 km/h. Z kosciola wychodzilem trzymajac sie scian. Znajomy pilkarz pojechal juz na mecz.
Zebe pisze o The Eagles, zeby przypominac Linde Ronstadt. Grali razem przed Hotelem California:
Ale lepsze klasyki. Wiec jeszcze raz:
(690) 575 555